Piłka jest okrągła a bramki są dwie.

>> Strona główna

SYLWETKA

>> Dziecięce lata
>> Grać? Nie grać?
>> Powojenne lata
>> Trener Orłów
>> Nowe Wyzwania
>> Czasy wielkich zmian
>> Ambasador futbolu
>> Ostatni mecz

POSCRIPTUM

>> Wydarzenia
>> im. Kazimierza Górskiego
>> Księgarnia
>> Linki

W NASZYCH OCZACH

>> Fotografie

>> Wywiady
>> Artykuły

>> Księga gości

>> Kontakt

 


Lubelskie slady Kazimierza Górskiego

środa, 24 maja 2006

Zmarły wczoraj legendarny trener Kazimierz Górski miał w swoim życiu epizod lubelski. Ponad 40 lat temu był przez rok trenerem piłkarzy Lublinianki, którzy pod jego kierunkiem awansowali do II ligi.

Działacze wojskowego klubu z Lublina chcieli, żeby w sezonie 1962/63 piłkarze wrócili do II ligi, z której spadli rok wcześniej. We władzach sportowego pionu wojskowego starali się o pozyskanie dobrego trenera. - Doskonale to pamiętam, bo zostałem jednocześnie z Kazimierzem Górskim skierowany do Lublinianki jako kierownik klubu. Ja przybyłem z Ciechanowa, gdzie służyłem w wojsku, on z Warszawy, gdzie mieszkał i akurat nie miał żadnego zespołu - wspomina Józef Wiśniewski, wieloletni kierownik i sekretarz klubu z Wieniawy. - Przyjechaliśmy do Lublina tego samego dnia, 6 stycznia 1963, a nazajutrz Górski odbył z zespołem pierwszy trening.

Trener prowadził Lubliniankę do końca roku. - Zadanie wykonał już w lecie, bo na zakończenie sezonu wprowadził drużynę do II ligi, po zwycięskich barażach m.in. z Mazurem Ełk i Startem Łódź. Chcieliśmy, żeby dłużej popracował z naszymi piłkarzami, ale on uzależniał pozostanie u nas od zgody żony. Pojechaliśmy więc do niej delegacją do Warszawy i wybłagaliśmy pozwolenie - opowiada pan Wiśniewski.

Dzięki temu Górski jeszcze przez rundę jesienną trenował Lubliniankę w II lidze. Na koniec sezonu 1963/64 zajęła 9. miejsce zapewniające utrzymanie się, w następnym ta sztuka już się nie udała i wojskowi zostali zdegradowani.

- Słyszę, jak wspominają go zawodnicy, współpracownicy. Wielu podkreśla jego wielką skromność. Zgadzam się z tym, to była istota jego charakteru. Pamiętam, jak przeprowadził się z hotelu do pawilonu klubowego przy stadionie, gdzie miał bardzo skromne warunki. Zapewne chciał mieć na oku zawodników, tych którzy też tam mieszkali. Ale tę skromność łączył w naturalny sposób z ogromną konsekwencją i stanowczością. Ustaloną koncepcję umiał zdecydowanie wyegzekwować od zawodników. A zawsze miał dobrze przygotowany plan. Dużą wagę przywiązywał do taktyki, zarazem jednak dysponował świetną intuicją - kończy Józef Wiśniewski.

Dla Gazety

Zygmunt Kalinowski, srebrny medalista mistrzostw świata z 1974 roku, trener bramkarzy Motoru.

Śmierć Kazimierza Górskiego to dla mnie wielki cios. Darzyłem trenera niesłychaną sympatią i bardzo Mu ufałem. Pani Górska mówiła, że traktujemy Go jak ojca i tak było naprawdę. Był świetnym fachowcem. On nie wymyślał taktyki za biurkiem, tylko na boisku. Mówiono o nim, że był dzieckiem szczęścia. Może to i prawda, ale On umiał temu szczęściu wyjść naprzeciwko. Miał ambicję tworzenia rzeczy nowych, ale był też nieco przesądny. Nigdy nie golił się przed meczem, a w drodze na stadion z zawodnikami nie mogła jechać kobieta. Osobny rozdział to drużyna Orłów Górskiego, w której ma zaszczyt grać wielu dawnych reprezentantów Polski i ja także. Przez lata jeździł z nami po najmniejszych nawet miejscowościach, gdzie rozgrywaliśmy mecze. Był już bardzo chory, ale twierdził, że to trzyma Go przy życiu. Nigdy nie odmawiał spotkań z kibicami. Zawsze uczynny i gotowy służyć pomocą. W sobotę gramy w Wałbrzychu. Wystąpimy ze świadomością, że Pana Kazimierza nie ma już wśród nas. Zagramy specjalnie dla Niego, ale nie wiem, jak my to przeżyjemy. To był wielki człowiek.

Waldemar Wiater, trener Hetmana Zamość

Podczas swojej pracy w Sparcie Rejowiec miałem przyjemność kilkakrotnie spotykać się z panem Kazimierzem Górskim. Wraz z Nim uczestniczyłem w spotkaniach z młodzieżą szkolną. Odwiedzał nas, bo stadion w Rejowcu Fabrycznym nosi Jego imię. Mogę powiedzieć, że był to uroczy i bardzo dowcipny człowiek. Podczas tych wizyt był już schorowany, ale pogoda ducha nigdy Go nie opuszczała. Poza tym był znakomitym rozmówcą i kopalnią wiedzy o piłce nożnej. Miał jeszcze jedną olbrzymią zaletę - nie komplikował tak prostej gry, jaką jest futbol. Można powiedzieć, że wraz z Jego odejściem skończyła się pewna epoka.

gazeta.pl

 
Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.