Piłka jest okrągła a bramki są dwie.

>> Strona główna

SYLWETKA

>> Dziecięce lata
>> Grać? Nie grać?
>> Powojenne lata
>> Trener Orłów
>> Nowe Wyzwania
>> Czasy wielkich zmian
>> Ambasador futbolu
>> Ostatni mecz

POSCRIPTUM

>> Wydarzenia
>> im. Kazimierza Górskiego
>> Księgarnia
>> Linki

W NASZYCH OCZACH

>> Fotografie

>> Wywiady
>> Artykuły

>> Księga gości

>> Kontakt

 


Taki humor to tylko we Lwowie

środa, 24 maja 2006

Był mistrzem piłkarskich powiedzonek i anegdot

"Ty lebiego w ząbek czesany, zajmij się lepiej trampkarzami” - list takiej treści otrzymał w 1971 r. Kazimierz Górski od kibica po przegranym 1:3 spotkaniu z RFN, który był dla niego jednym z pierwszych w roli selekcjonera. Pan Kazimierz przechowywał ten list jako cenną pamiątkę. Wówczas nikt nie wierzył, że Polska zostanie światową potęgą piłkarską, a Górski trenerem stulecia.

W 1972 r., już po zdobyciu przez Polaków tytułu mistrzów olimpijskich w Monachium, Górski otrzymał kolejny list od kibica wątpiącego w ich klasę: "Trafiło się wam to złoto jak ślepej kurze ziarno”.

Na igrzyskach w Monachium do legendy przeszła historia z wejściem na boisko Szołtysika w meczu z ZSRR. - 20 minut przed końcem spotkania mówię do Jarosika: "Andrzej, rozbierz się”, a on do mnie: "Teraz?”. Krew uderzyła mi do głowy, jakbym miał jakąś lagę pod ręką, tobym mu wp... Wpuściłem Szołtysika, który wypracował pierwszego gola i strzelił drugiego - opowiadał Górski.

Życie i kariera pełne były paradoksów, anegdot, powiedzonek, wymyślanych przez obdarzonego poczuciem humoru lwowiaka (prezentujemy je w ramce obok). Ostatni raz wybitnego trenera krytykowano przed mistrzostwami świata w 1974 r. Kadra prezentowała słabą formę w sparingach i kibice radzili, by nie jechała do RFN. - Jeden z kibiców przysłał mi list, a w nim namalowanych 20 trumien. Na każdej wycięta z gazety głowa piłkarza i moja. Nie pokazałem tego zawodnikom - wspominał. Te niemiłe zdarzenia były rzadkie. Większość chwil była szczęśliwa. - Pamiętam, jak raz 80-letnia kobieta przysłała mi 20 ręcznie wykonanych serwetek - wzrusza się Górski.

"Myśmy mogły tylko słuchać radia, ale nam to wystarczyło i byłyśmy szczęśliwe, za co Panu i reprezentacji dziękujemy z całego serca” - napisały niewidome dziewczynki po wygranym 2:0 meczu z Anglią w Chorzowie w 1973 r.

Legendy o Wembley

Pomysłowi kibice złożyli też niespotykany postulat, aby przemianować miasto Kazimierz Dolny na... Kazimierz Górski. Popularność piłkarzy po zwycięskim remisie z Anglią na Wembley była tak wielka, że opóźniono ich powrót z Londynu. - W Warszawie odbywała się konferencja partyjna, a powrót kadry by ją przyćmił - wyjaśnia Lesław Ćmikiewicz.

- Mecz na Wembley może nie był najlepszy, ale najważniejszy w historii polskiej piłki. Powstało wiele legend, np. że zapomniałem z wrażenia, że można zmieniać zawodników. Ale to bajeczki - nie chciałem dać czasu nerwowym Anglikom na uporządkowanie gry. A w końcówce meczu nie uciekłem z ławki rezerwowych do szatni, tylko stałem za bramką Tomaszewskiego. Wstałem wcześniej, bo nie sądziłem, że sędzia doliczy ponad cztery minuty - wspominał Górski.

Mecz jest pamiętany do dziś. Górski opowiada taką historię: - W 1995 roku wracałem pociągiem z Katowic. Do przedziału wsiadł górnik z kopalni w Chrzanowie. "Panie Kazimierzu, jak Tomaszewski miał bronić karnego, to my na kolana i modlimy się, żeby nie było gola, o tak”. I klęka w przedziale. Żona do niego: "Czyś ty zgłupiał, stary!”.

Górski nie zgadzał się z tym, że był rozpieszczany przez władzę. - Od Gierka dostałem Order Sztandaru Pracy, ale jako odznaczenie komunistyczne do emerytury się nie liczy. Wałęsa dał mi obraz i powiedział, że zawsze mogę go odwiedzić w Belwederze. Poszedłem dwa razy i mnie nie wpuścili. Dopiero w ostatnich latach dostałem kilka odznaczeń, ale na Order Orła Białego się nie doczekałem - mówił z nutką żalu.

Górski żałował jednego - za wcześnie skończył pracę z reprezentacją. Denerwowało go, że trener nie otrzymywał premii za wygrane mecze. Twierdzono, że nie pozwalają na to przepisy. - Gdy wygraliśmy 4:1 z Holandią, prezes Ruchu Chorzów pyta mnie, ile piłkarze dostali za to spotkanie. 10 tys. zł - odpowiedziałem. Zapytał, ile ja. Mówię, że nic. Gdy szedłem na dworzec, dobiegł do mnie działacz Ruchu i wręczył kopertę od prezesa. Było w niej 10 tys. Miałem dość. Wyjechałem za granicę - wspomina Górski.

"Sarenka” na kasztanowcu

Karierę piłkarską zaczął... ukrywając się przed nauczycielami jako "Sarenka”. - Młodzież z gimnazjum przed wojną nie mogła grać w piłkę. Gdyby mnie złapano, zostałbym wyrzucony ze szkoły, a jako 15-latek zacząłem grać w RKS Lwów. Byłem niski, szczupły, szybki. Gazety pisały więc, że wyróżnił się "Sarenka”. Reprezentant Polski Michał Matyas był wtedy "Myszką” - opowiadał Górski.

Wcześniej wchodził na drzewo kasztanowe przed stadionem Pogoni Lwów, by podglądać, jak grają Wilimowski, Peterek i Wodarz, którzy przyjeżdżali z Ruchem. - Nie było nas stać na bilet, a na drzewo trzeba było wejść wysoko, by policjant nie mógł dać pałką w tyłek - wspominał. Górski był dobrym piłkarzem, ale nie wybitnym. W drużynie narodowej zagrał tylko raz. W 1948 roku Polska przegrała w Kopenhadze z Danią 0:8. - Najlepsze piłkarskie lata zabrała mi wojna - żałował.

Warszawianka i lwowiak

Górski twierdzi, że szczęście miał tylko raz w życiu - gdy poznał żonę Marię. - Siedzieliśmy przy kortach Legii, a tu idzie ładna blondynka. Był z nami taki podrywacz Hawalewicz i podbiegł do niej. "Mamy wstydliwego kolegę, nie umówiłaby się pani na spotkanie o piątej?”. Marysia się zgodziła, ale ja nic nie wiedziałem. Dochodzi piąta, a Hawalewicz mówi: "Kaziu, ty masz przecież randkę”. Poszedłem i spotkałem miłość swojego życia - opisywał Pan Kazimierz. Ślub wzięli w tajemnicy, bo ojciec warszawianki z Czerniakowskiej nie chciał się zgodzić, by córka wyszła za lwowiaka. - Kto to jest? Całe życie będą ci go po nogach kopali - mówił. Gdy się dowiedział o ślubie, nie krzyczał, tylko pobłogosławił i... napił się z zięciem wódki.

Górscy do ostatnich dni mieszkali w skromnym mieszkanku w bloku na warszawskim Mokotowie, które dostali po remisie na Wembley od Edwarda Gierka. Pani Maria wspominała, że ciche dni mieli tylko raz: - Jakaś babka kręciła się wokół niego. Kazio miał na koszuli ślad szminki, ale szybko dostała odprawę.

Nigdy nie był sam

W 1996 roku dostał krwotoku. Wiele miesięcy spędził w szpitalu i sanatorium. Brakowało mu pieniędzy na leczenie, a na piłce nie zrobił fortuny - dostawał 957 zł emerytury. Trenerowi pomógł PZPN. Udało mu się na dłużej wrócić do zdrowia. Bardzo przeżył śmierć żony. W ostatnich latach walczył z chorobą nowotworową. Nigdy jednak nie był sam. Do końca otaczali go miłością rodzina i przyjaciele.


zw.com.pl

 
Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.